Ma 17 lat. Wraz z rodzicami mieszka w podradomskiej gminie Zakrzew. Na co dzień uczy się w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej II stopnia im. Karola Szymanowskiego w Warszawie. Umysł bardziej ścisły, a oprócz muzyki lubi sport i piłkę nożną. W 2019 roku jako 11-latek wziął udział w programie „The Voice Kids”, gdzie zaprezentował się w piosence Mroza „100 metrów nad ziemią”. W 2017 roku brał udział w polskich eliminacjach do konkursu Eurowizja Junior, gdzie wystąpił z własną piosenką „To, co żyje”.
Chcę wykorzystać swoją szansę na sukces
17-letni Staszek Kukulski został zwycięzcą popularnego telewizyjnego programu „Szansa na sukces”. Był to dla niego już kolejny występ w talent show. Tę szansę wykorzystał perfekcyjnie, brawurowo wykonując piosenki zespołu Wilki oraz Anity Lipnickiej. Swoje życiowe plany wiąże oczywiście z muzyką.
Stasiek Kukulski wziął udział w finale jesiennej edycji telewizyjnego programu „Szansa na sukces. Opole 2025”, gdzie rywalizował z sześcioma innymi osobami. Najpierw finaliści zaśpiewali piosenkę z gwiazdą wygranego przez siebie odcinka. Stasiek Kukulski w duecie z Robertem Gawlińskim zaśpiewał hit „Son of the Blue Sky” z pierwszej płyty zespołu Wilki. Awansował do dogrywki, gdzie rywalizował o zwycięstwo, wykonując piosenkę z repertuaru Anety Lipnickiej „Wszystko się może zdarzyć”. Najlepszych wykonawców wybierali widzowie w głosowaniu SMS-owym. Dzięki temu Stasiek Kukulski wygrał występ w koncercie „Debiuty” podczas Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu.
Czesław Niemen czy Jerzy Połomski?
Oczywiście, że Niemen.
Jak się czujesz jako zwycięzca telewizyjnej „Szansy na sukces”?
Na pewno emocje już troszkę opadły, choć jeszcze nie do końca, powoli układam sobie w głowie to, co się wydarzyło. Ciągle odbieram telefony od mnóstwa ludzi, dzwonią dziennikarze, prosząc o rozmowę, ale mam nadzieję, że to się jeszcze rozkręci, bo jestem głodny takich sytuacji (śmiech).
Masz 17 lat, uczysz się w trzeciej klasie liceum. Jak udało ci się połączyć udział w programie ze szkołą?
Tydzień przed „Szansą” trochę się rozchorowałem i byłem na mocnych lekach. Sterydy, antybiotyki, wszystko na raz po prostu i ledwo ledwo się wykurowałem przed tą telewizją. Na szczęście, chyba te sterydy rzeczywiście pomogły, zluzowały moje drogi oddechowe i było dobrze. Siłą rzeczy szkołę sobie odrobinę odpuściłem, a dopiero teraz nadrabiam zaległości. Chociaż staram się, żeby tych zaległości za dużo sobie nie narobić, więc chyba nie jest jeszcze aż tak źle.
Dodajmy, że jesteś uczniem szkoły muzycznej w Warszawie.
Jest to ogólnokształcąca szkoła muzyczna II stopnia imienia Karola Szymanowskiego, gdzie uczę się w klasie skrzypiec, a na co dzień mieszkam w bursie szkolnej. Mam nadzieję, że nauczyciele są dumni ze swoich wychowanków i że jak już wrócę do szkoły, to odbiór koleżanek i kolegów będzie taki sam jak zawsze, czyli pozytywny.
To nie jest twój pierwszy talent show, ale żeby zgłosić się do takiego programu, trzeba mieć jednak duże poczucie własnej wartości. Na co liczyłeś: na szczęście, talent czy właśnie umiejętności?
Jak się idzie do takich talent show, liczy się przede wszystkim na szczęście, bo to jest bardzo ważne, ale trzeba mieć też dobre umiejętności wokalne czy ogólnie muzyczne. Oczywiście, trzeba też mieć poczucie własnej wartości i to dość wysokie, żeby rzeczywiście iść w tym kierunku. Nie wyobrażam sobie siebie w innej branży niż muzyczna, więc była to jedna z kilku opcji, żeby się w jakiś sposób wypromować. Mam nadzieję, że poniesie mnie ona jak najwyżej.
Kto pomagał ci budować poczucie własnej wartości? Rodzice?
Zdecydowanie tak, zawsze mi pomagali i motywowali mnie. To dzięki nim mam świadomość tego, gdzie jestem i jaki cel jest przede mną. Rodzice zawsze mnie wspierali i bardzo ich za to kocham. Byli tak samo zadowoleni i szczęśliwi z mojego sukcesu, jak ja sam, a może nawet więcej. Fajnie mieć takich rodziców.
To wsparcie twojego talentu i muzycznej pasji jest oczywiste, ponieważ twoi rodzice są zawodowymi muzykami.
Moja mama jest dyplomowaną organistką, pracuje jako instruktor śpiewu i nauczyciel fortepianu, tata jest kapelmistrzem i dowódcą Orkiestry Wojskowej w Radomiu, ale również klarnecistą i dyrygentem chóru. Mama przez cały czas mi podpowiada, daje różne wskazówki. Jak jestem w domu, to sobie podśpiewuję, a ona słucha i czasem wyłapie kilka błędów, to samo robi zresztą tata, który też daje mi wiele podpowiedzi czy muzycznych inspiracji. Bardzo cenię sobie współpracę chociażby z panem Piotrem Markowskim, który jest znanym w Polsce trenerem wokalnym.
Kiedy odkryłeś w sobie talent?
Może to śmiesznie zabrzmieć, ale w wieku około dziewięciu lat. Moi rodzice prowadzili chóry parafialne i często zabierali mnie na rozśpiewki, a ja bardzo polubiłem śpiewanie. Nie przypuszczałem, że będzie to moja wielka pasja, ale wkrótce potem nie wyobrażałem sobie już niczego innego w życiu.
Skąd niezwykła barwa twojego głosu? Dar od Boga czy ćwiczenia?
Barwa głosu rozwinęła się po mutacji, ale wówczas trzeba głos ugruntować, ukierunkować go, żeby nabrał odpowiedniej barwy, a ćwiczy się skalę głosu. Zresztą zależy też jak się ćwiczy, czy góry czy doły, czyli wysokie i niskie dźwięki. Uważam, że mój głos jest bardziej tenorowy i może dlatego moja skala jest dość szeroka.
Gdyby jednak nie muzyka to… właśnie co?
Bardzo lubię grać w piłkę nożną, podoba mi się ta dyscyplina sportu, nawet chodzi mi po głowie dziennikarstwo sportowe, fascynują mnie komentatorzy i dziennikarze sportowi, jak pan Przemysław Babiarz i inni. Ale jednak muzyka.
Jak wyglądała twoja droga do „Szansy na sukces”?
Któregoś razu mama zobaczyła w telewizji, że jest casting do tego programu i powiedziała: no, Stasiek, muszę cię zgłosić, może się uda (śmiech). Pojechałem na głównego studia telewizji na Worownicza, odczekałem te kilka godzin na przesłuchaniach, a potem dostałem telefon, że mogę zjawić się na nagraniach. Wszystko się fajnie ułożyło, bo można powiedzieć, że znalazłem się w moim wymarzonym odcinku z zespołem Wilki i panem Robertem Gawlińskim oraz panią Anitą Lipnicką. Wilki to zespół, którym inspirowałem się od dziecka. U nas zawsze słucha się muzyki, czy to w samochodzie, czy w słuchawkach, więc polska muzyka była ze mną od zawsze. A sam pan Gawliński to naprawdę artystyczna dusza, wyjątkowy człowiek.
Warto dodać, że utwory, które wykonywałeś powstały wiele lat przed twoim urodzeniem. To również efekt pasji rodziców, czy może sam odkryłeś przeboje wszech czasów?
Rodzice zawsze dawali mi coś ciekawego do posłuchania (śmiech). Jestem fanem muzyki starszej niż ja sam, takiej bardziej oldskulowej, zachodniej, jak Queen, The Beatles i tego typu zespoły, a nawet Iron Maiden, ale również polskiego rocka, jak wspomniane Wilki. Muzyka rockowa zawsze ze mną była.
Twoja przyszłość to oczywiście muzyka?
Chciałbym być piosenkarzem, tworzyć własną muzykę i przekazywać ją szerokim kręgom słuchaczy. Chciałbym również rozwijać swoją grę na skrzypcach, chociaż fajnie byłoby zrobić jeszcze trąbkę, żeby zostać drugim Zbigniewem Wodeckim (śmiech). Próbowałem ćwiczyć też grę na gitarze, ale skrzypce pochłaniają bardzo dużo czasu, więc już nie wystarcza mi go na inne instrumenty. Pomysł na życie mam prosty: pisać jak najwięcej muzyki, wydawać ją, śpiewać koncerty, no i nadal rozwijać się w tym kierunku, coraz bardziej rozwijać.
Marcin Genca
Wykorzystałem fragmenty wywiadu red. Urszuli Niwińskiej – Reczko na antenie Radia Radom 87,7 FM.