Karol Adamski, mieszkaniec Powiatu Radomskiego to zdobywca najwyższej góry świata i jeden z najbardziej znanych himalaistów w Polsce. Opowiedział nam o swoich sukcesach, porażkach, a także o planach na przyszłość.
Jak to jest stanąć na samym szczycie najwyższej góry świata? To takie uczucie jakby się dotknęło gwiazd?
Dla mnie, człowieka związanego z górami od 25 lat, to niesamowite uczucie i ogromny zaszczyt. Mieliśmy okazję stanąć na dachu świata, bo tak nazywany jest Mount Everest i była to niesamowita chwila. Może na samej górze nie było jakoś wyjątkowo, bo chmury zasłoniły widoki, ale sama droga na szczyt była niezapomniana. Na wierzchołku nie było jednak wielkiej euforii. Ale podczas zejścia, później rozmów z różnymi ludźmi, przychodzi świadomość, że już wyżej nie da się wejść, że na tej planecie nie ma wyżej położonego punkt, że tam czujesz kosmos.
Skąd wzięła się u pana pasja do wspinaczek?
Można powiedzieć, że dla mnie była to pasja wręcz „książkowa”. Zaczynałem od zwykłych przechadzek po górach i tak zakochałem się w Tatrach. Najpierw były wspinaczki na oznaczonych szklakach, potem te trudniejsze, nieoznaczone. Później pojechałem w Alpy, a potem zaczęły się kolejne podróże, które doprowadziły mnie na dach świata.
Mróz, silny wiatr, brak tlenu, warunki, w których wręcz nie da się wytrzymać. Nie ma pan wtedy dość tych szczytów?
W Himalajach nie możemy sobie powiedzieć „dość”. To nie są Tatry, gdzie po 3-4 godzinach możemy zejść do schroniska i jesteśmy bezpieczni. W najwyższych górach staram się nie dopuszczać do siebie myśli, że nie chce mi się, że mam już dość. Często jestem przewodnikiem innych osób, odpowiadam za życie kilku ludzi i nie mogę mieć nawet chwili słabości. To samo wpajam swoim współpodróżnikom, bo często jest już za późno na powroty czy jakieś zawahania.
Był pan świadkiem dramatycznych sytuacji?
Im częściej jeżdżę w te najwyższe góry, tym częściej spotykam się ze śmiercią. Ona również mi zajrzała w oczy. Suplementacja tlenowa na wysokości 7900 metrów po prostu uratowała mi życie. Próba zdobycia szczytu bez takiej suplementacji – jak to planowałem – może się nie powiodła, ale za to dziś mogę udzielać tego wywiadu i wciąż mam plany i marzenia.
Całkiem niedawno gościł pan u uczniów szkół średnich w Powiecie Radomskim. Na jednym ze spotkań powiedział pan, że nie zdobycie góry, odpuszczenie czasem w kluczowym momencie to nie jest porażka… a wręcz zwycięstwo. Jak należy to rozumieć?
Do tego stwierdzenia trzeba niestety dojrzeć. Wiadomo, że pierwsze chwile po niepowodzeniu są ciężkie i trudno się z nimi pogodzić. Często ludzie wydają mnóstwo pieniędzy, poświęcają dużo czasu i wiele wyrzeczeń, aby wejść na szczyt. A tymczasem góra i pogoda płatają figle. Dalsze wspinanie mogłoby się skończyć tragicznie. Dlatego pierwsze reakcje to gorycz porażki. Jednak szybko trzeba wyciągnąć wnioski. Żadna góra nie jest ważniejsza od życia i zdrowia ludzkiego.
Mamy znów modę na góry, na wspinaczkę. Świadczą o tym chociażby wielkie kolejki na Rysy, czy inne polskie szczyty. Skąd to się wzięło?
Kiedyś chodzenie w wyższe góry uważano za elitarną rozrywkę. Teraz praktycznie każdy może wyjechać w Tatry czy w Alpy. Nie ma już większych barier dla takich podróże. Wystarczy odpowiedni sprzęt, dobre przygotowanie fizyczne i posiadanie odpowiedniej wiedzy.
W gminie Gózd skąd pan pochodzi i w Powiecie Radomskim jest coraz więcej pasjonatów gór?
Myślę, że takich ludzi jest coraz więcej. Mój przykład jest najlepszy. Można pochodzić z małej miejscowości i wystarczy mieć marzenia. To początek do sukcesu.
W kwietniu wybrał się pan ponownie w Himalaje, aby zdobyć piątą najwyższą górę świata – Makalu. Nie udało się niestety ze względów zdrowotnych.
Doznałem obrzęku płuc, od samego początku. Już wiedziałem na podejściu. Nie zaatakowałem z grupą szczytu. Miałem jakieś takie przeczucie, zresztą byłem już bardzo zmęczony tym obrzękiem. Dalsze wyjście do góry mogłoby nawet spowodować śmierć.
Mnóstwo czasu, pieniędzy, wysiłku i wszystko na nic. Co czuje się w takich momentach?
Co ciekawe, niezdobywanie góry więcej mnie uczy niż ich zdobywanie. Z wielką chęcią za jakiś czas tam wrócę, bo to jest moje życie, moja pasja. Każda wyprawa w Himalaje to potężna dawka nauki.
Co pan mówi ludziom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z górami?
Przede wszystkim, żeby wartościowali to, co robią, bo zagrożenie jest znaczne i dobre przygotowanie się do wyprawy jest najważniejszą kwestią. Najważniejsze, aby się rozwijali, aby równali do góry w tym, co chcą osiągnąć. Żeby osiągnąć sukces, muszą poświęcić bardzo wiele.
Dlaczego właściwie kocha pan te swoje wyprawy?
Góry to dla mnie okazja do kontaktu z prawdziwym człowiekiem. Tam często jest daleko od wszystkiego, więc skupiamy się na sobie, rozmawiamy, opowiadamy historie z wypraw. Uwielbiam naturę, jej zmienność i lekcję cierpliwości, którą serwuje nam za każdym razem, kiedy czeka się na okno pogodowe. Jako koordynator wypraw, staram się to pokazać wszystkim uczestnikom naszych wyjazdów. Mam za sobą dziesiątki wypraw i za każdym razem doceniam piękno i majestat gór, jak i wyjątkowość ludzi, których tam spotykam.
Jakie ma pan plany na najbliższą przyszłość?
Początek długiej drogi do zrobienia czegoś, czego nie zrobił nikt na świecie. Nasz projekt to Ultimate Dream, czyli zdobycie korony ziemi, korony wulkanów ziemi, a także dwóch biegunów ziemi w czasie mniejszym niż 12 miesięcy.
Jak na to wszystko zapatruje się pańska rodzina?
Odpowiedź na to pytanie to chyba moja największa bolączka. Oczywiście w jakiś sposób mam akceptację najbliższych. Żona i dzieci rozumieją, że tej pracy i pasji jest bardzo dużo. Moim największym marzeniem jest jednak spędzać więcej czasu z najbliższymi. Być może kiedyś uda mi się spełnić to marzenie.
Podobno myśli pan o napisaniu autobiografii
Może autobiografii to nie, bo to już dopiero po zwieńczeniu wszystkich sukcesów, ale może udałoby się spisać i wydać książkę przygodową. Może w przyszłym roku odważniej o tym pomyślę.
Sylwester SZYMCZAK
Karol Adamski
Ma 43 lata. Pochodzi z Radomia, ale mieszka w gminie Gózd. Wielokrotnie zdobywał szczyty Korony Ziemi: Elbrus, Kazbek, Mont Blanc, Kilimandżaro, Aconcagua oraz Denali, a także Korony Wulkanów: Ojos de Salado i Pico de Orizaba i inne: Chimborazo, Cotopaxi czy Matterhorn. Jako pierwszy Polak zdobył szczyt Cayambe – wulkan ekwadorski i Utkangri w Indiach. Wspinał się na pięciu kontynentach. W 2024 roku spełnił swoje kolejne marzenie i wszedł na Mount Everest, najwyższy szczyt świata. Zaliczył również inny ośmiotysięcznik, Manaslu. Prywatnie fan piłki nożnej, a w szczególności Radomiaka Radom.