Paweł Nastula
Urodził się w 1970 roku w Warszawie. To wybitny polski judoka, uważany za jednego z najwybitniejszych w historii tego sportu w kraju. W trakcie swojej kariery zdobył między innymi złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku w kategorii do 95 kg. Dodatkowo, trzykrotnie sięgał po tytuł mistrza świata (1995, 1997) oraz trzykrotnie po mistrzostwo Europy (1994, 1995, 1996). W latach 1994–1998 pozostawał niepokonany, wygrywając 312 walk z rzędu przez 1220 dni. Po zakończeniu kariery w judo, w latach 2005–2014 stoczył 11 walk w mieszanych sztukach walki (MMA), z których 5 zakończył zwycięstwem. Za swoje osiągnięcia sportowe został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Twoja przygoda ze sportem zaczęła się od sekcji judo na Bielanach w Warszawie. Jak to się stało, że zainteresowałeś się właśnie taką dyscypliną sportu?
Zaczęło się od spacerów z mamą po Bielanach, gdzie mieszkałem i gdzie działała sekcja judo. Chciałem tam trenować już od najmłodszych lat, ale mama była dość sceptyczna i zgodziła się dopiero, gdy miałem 12 lat. Początkowo nie wierzyła, że to będzie coś, co mi się spodoba na dłużej. Mówiła, że jestem za mały i mam za drobną budowę do tego sportu, ale ja nie odpuszczałem.
Twoje pierwsze kroki w judo postawiłeś pod okiem trenera Ryszarda Zieniawy. Jak wspominasz te początki?
Tak, to on dostrzegł we mnie potencjał. To on zadecydował, że wezmę udział w obozie kadry seniorów, chociaż byłem młodszy niż inni zawodnicy. Dzięki niemu zacząłem się rozwijać. Pamiętam, jak po roku treningów wziąłem udział w pierwszym turnieju i od razu stanąłem na podium, zdobywając trzecie miejsce. To dało mi ogromną motywację do dalszej pracy, bo poczułem, że to może być coś, w czym mogę osiągnąć sukces.
Twoje sukcesy na krajowej scenie judo rosły z roku na rok. Kiedy poczułeś, że to może być Twoja droga na Igrzyska Olimpijskie?
Nie od razu myślałem o igrzyskach. Zaczęło się od małych kroków: lokalnych turniejów, mistrzostw Polski, a potem Mistrzostw Europy. Jednak moment, w którym poczułem, że to może być droga do olimpijskiego złota, przyszedł po kilku latach intensywnych przygotowań. W 1994 roku, kiedy stoczyłem kilka trudnych walk na mistrzostwach Europy i zdobyłem medal, zacząłem wierzyć, że naprawdę mogę osiągnąć sukces na igrzyskach. To był dla mnie moment przełomowy, kiedy zdecydowałem, że naprawdę warto walczyć o miejsce na olimpiadzie.
Wcześniej jednak przeżyłeś coś, co dla wielu sportowców jest prawdziwym dramatem – nabawiłeś się bardzo poważnej kontuzji. Dlaczego się nie załamałeś?
Tak, to był bardzo trudny czas. Zerwałem wtedy więzadło w kolanie i wiele osób w moim otoczeniu nie wierzyło, że uda mi się wrócić do pełnej formy. Byłem młodym chłopakiem, który miał poważne problemy z kolanem, a wielu trenerów uważało, że nie mam już perspektyw na dużą karierę. Mówiło się, że to koniec mojej sportowej drogi. Wtedy, zamiast poddawać się, zdecydowałem, że będę walczyć. Zacząłem intensywnie trenować na siłowni, choć nie miałem pełnej sprawności. W tym czasie mój trener, Wojciech Borowiak, powiedział mi, że jeśli uda mi się wyjść z tej kontuzji, to mam szansę na medal w Mistrzostwach Europy w Gdańsku. Wtedy prawie wszyscy moi koledzy z klubu zarabiali jakieś pieniądze, jeździli dobrymi samochodami, a ja nie miałem praktycznie nic. Zamiast skupić się na tym, co mnie otacza, postanowiłem skupić się na celu – zdobyciu medalu. Koncentracja na Mistrzostwach Europy, mimo wszystko, była moim priorytetem. Trenowałem, rehabilitowałem się, a w głowie miałem tylko jedno: chcę powalczyć o medal, bo to była moja jedyna szansa, by udowodnić sobie, że mimo trudności mogę osiągnąć coś wielkiego.
Igrzyska Olimpijskie w Atlancie w 1996 roku to niewątpliwie kulminacja Twojej kariery. Jak wyglądały Twoje przygotowania do tego wydarzenia?
Przygotowania do igrzysk w Atlancie były bardzo intensywne i wymagające. Wiedziałem, że to będzie ogromne wyzwanie, więc całą moją energię skoncentrowałem na treningach. W 1996 roku wszyscy w Polsce czekali na nas, sportowców, a ja czułem ogromną presję, by nie zawieść. Z każdej strony otrzymywałem wsparcie, ale też zrozumiałem, że muszę sam wziąć odpowiedzialność za swoje wyniki. Każdy trening, każda walka na turniejach międzynarodowych przybliżały mnie do celu. Pod okiem mojego trenera Wojciecha Borowiaka, który był moim mentorem i przewodnikiem na drodze do sukcesu, czułem, że idę w dobrym kierunku.
Pamiętasz szczegóły swojej pierwszej walki na igrzyskach? Jakie emocje towarzyszyły Ci przed wejściem na matę?
To była ogromna adrenalina. Wiedziałem przecież, że to nie jest zwykły turniej, że to jest Olimpiada. Na początku starałem się opanować emocje, ale w momencie, kiedy usłyszałem swoje imię, poczułem, jakby czas się zatrzymał. To było niezwykłe uczucie. Sam proces walki to zupełnie inna historia – po kilku sekundach już zapomniałem o wszystkim dookoła i skupiłem się tylko na rywalu. W takich momentach cała presja i stres przechodziły w czyste skupienie na tym, co mam do zrobienia.
Jak wyglądały kolejne walki? Z jakim przeciwnikiem walczyłeś w finale?
Każda walka była inna. Z każdym przeciwnikiem musiałem dostosować swoją strategię, bo każdy z nich miał swoje atuty. W finale zmierzyłem się z Koreańczykiem Kim Min-soo, który był naprawdę wymagającym rywalem. To była bardzo zacięta walka, pełna zwrotów akcji. W ostatnich minutach udało mi się wykonać decydujący ruch, który zapewnił mi złoty medal. To był niesamowity moment, który będę pamiętał do końca życia.
Po wygranej, kiedy poczułeś, że spełniłeś swoje marzenie, jak to wyglądało na podium?
To było niezapomniane uczucie. Kiedy stałem na podium, a na całej sali zabrzmiał hymn Polski, poczułem ogromną dumę. Wiedziałem, że to nie jest tylko moja zasługa – to efekt lat ciężkiej pracy, wsparcia rodziny, trenerów i całej drużyny. W tamtej chwili czułem, że wszystko, co zrobiłem, miało sens. To było spełnienie marzeń, nie tylko moich, ale także moich bliskich, którzy od lat mnie wspierali.
Co byś poradził młodym sportowcom, którzy dopiero zaczynają swoją drogę? Jakie wartości są najważniejsze?
Najważniejsza jest pasja i wiara w siebie. Warto stawiać sobie ambitne cele, ale nie zapominać o ciężkiej pracy. Sukces nie przychodzi łatwo, bo wymaga determinacji, poświęcenia, wielu godzin ciężkich treningów. Warto jednak pamiętać, że każda porażka to lekcja, która przybliża nas do tego wymarzonego sukcesu. Trzeba pamiętać, że w sporcie kluczowa jest wytrwałość i systematyczność. Wszystko, co osiągnąłem, nie przyszło łatwo. Każdy sportowiec napotyka trudności, niepowodzenia i momenty zwątpienia. Ale to właśnie te chwile kształtują naszą siłę i determinację. Jeśli masz marzenia, to nigdy z nich nie rezygnuj, nawet jeśli droga wydaje się zbyt trudna. Największe zwycięstwa przychodzą po największym wysiłku. Warto walczyć do końca, bo nigdy nie wiesz, jak blisko jesteś spełnienia swoich marzeń.
Anna Karolak